Czarna dziewczyna, biała dziewczyna - Joyce Carol Oates
Wydawnictwo: Bellona
Rok wydania: 2007
Ilość stron: 324
Na postać Joyce
Carol Oates zwróciłam uwagę już jakiś czas temu głownie za sprawą jej, ponoć
bardzo dobrej, biografii Marilyn Monroe -
„Blondynka”, którą, mam nadzieję, będzie mi dane kiedyś przeczytać. Autorka ta
słynie z wnikliwego prezentowania przemian społecznych ze szczególny
uwzględnieniem roli kobiet – a więc wszystkiego tego, co mnie szczególnie interesuje.
:)
Nic więc dziwnego, że za lekturę książki „Czarna dziewczyna, biała dziewczyna” zabrałam się
od razu gdy tylko wpadała mi ona w ręce. I choć sam proces czytania nie
przebiegał już tak gładko i lekko, i nie zupełnie tego spodziewałam się po
treści, książka ta ma swoje niewątpliwe zalety.
Dwie młode
dziewczyny, studentki, które dzieli
niemal wszystko a łączy zakwaterowanie we wspólnym pokoju. Pochodzenie,
poglądy, wartości, sposób bycia a nawet kolor skóry, wszystko sprawia, że
Minette jest doskonałym przeciwieństwem Genny, a Genna doskonałym przeciwieństwem
Minette. A jak powszechnie wiadomo nic tak nie przyciąga się jak
przeciwieństwa. Między dziewczynami utworzy się dziwna relacja, która będzie
świetnym pretekstem do zaprezentowania czytelnikowi przemian społecznych w
połowie lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku.
To właśnie
owo tło, jest tym co w książce najbardziej warte jest uwagi. Rodzinne uwikłania
Genervy, postać jej ojca „Szalonego Maxa” liberalnego działacza,
zaangażowanego w kampanię przeciw wojnie w Wietnamie, a zwłaszcza postać
Veroniki, która pokazuje z jakim trudem pokolenie „dzieci kwiatów” radzi sobie
z upływem czasu i rolą rodzica. Właśnie te elementy wpływają na moją końcową
ocenę książki. Zupełnie rozczarował mnie bowiem główny wątek fabuły. Dziwaczna
fascynacja narratorki – Genny jej czarną współlokatorką. Czytelnik tej
fascynacji nie odczuwa, co sprawia, że egzaltowany styl jej wypowiedzi po
prostu męczy.
W Minette
Swift nie ma nic fascynującego. Nie wiem czy autorka świadomie uczyniła tę
postać tak gburowatą, niesympatyczną, a co najważniejsze zwyczajnie nudną.
Rozczarowało mnie zwłaszcza zakończenie całej tej historii. Mozolnie brnąć do
końca wyobrażałam sobie mnóstwo różnych rozwiązań jakimi mogłaby „zaskoczyć”
mnie autorka ale przyznaję, że tak banalnego nie wymyśliłam :)
Podsumowując
książka ma swoje zalety i wady. Plan był bez wątpienie bardzo ambitny. Efekt
nieco rozczarowuję. Wnikliwość i złożoność z jaką autorka przedstawia świat
bohaterów dobrze wróży jednak „Blondynce”…
Moja ocena:
Już od dawna ciekawią mnie książki Oates, głównie ze względu na tematykę, którą porusza. Po tę też chętnie sięgnę, mimo pewnych niedociągnięć fabularnych, na które wskazujesz.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą nie skojarzyłam dotąd, że to właśnie ona jest autorką "Blondynki"!