Mrok - John Lutz
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2014
Ilość stron: 448
„Mrok” jest pierwszą książką Johna Lutza jaką dane mi
było przeczytać, a przy okazji jednym z moich ostatnich nabytków. Właściwie nie
wiem dlaczego zdecydowałam się właśnie na tę książkę, chyba po prostu skusił
mnie opis i okładka, i jedno i drugie zapowiadało świetny, jak sam tytuł głosi –
mroczny – thriller.
Gdzie mamy czuć się bezpieczniej jak
nie we własnym domu? Zapewne już nigdzie i tak właśnie uważali ludzie, którzy
stali się ofiarami wyjątkowo brutalnego i „bezczelnego” mordercy, którego prasa
okrzyknęła mianem Nocnego Łowcy. Policja wydaje się bezradna bezskutecznie poszukując
motywu czy czegokolwiek innego, co tłumaczyłoby wybór ofiar i pozwoliło
schwytać sprawcę. Tyle tylko, że wydaje się, że ofiar nic nie łączy, a Nocny
Łowca może uderzyć w każdej chwili i wybrać na cel każdego. W sprawę angażuję
się były policjant, dla którego śledztwo ma także bardzo osobisty wymiar – jest
jedyną szansą na rehabilitację i powrót na stałe do pracy, po tym jak stał się
ofiarą perfidnej intrygi mającej usunąć go z policji. Jest to także poważny bodziec
by Frank Quinn kolejny raz odważył się
zmierzył z życiem.
Autor postarał się przedstawić nam
cała fabułę z różnych punktów widzenia. Na przykład poznajemy postacie, które
niedługo staną się ofiarami Nocnego Łowcy do końca nie wiedząc co dokładnie
wydarzy się tym razem. Jest jeszcze pewna pani psycholog, którą regularnie
odwiedza tajemniczy pacjent opowiadając swoją historię, jest historia z
przeszłości, która pozwala nam zrozumieć teraźniejszość, no i jest oczywiście
jeszcze sam Frank Quinne i młoda kobieta, która sądzi, że kiedyś była ofiarą
jego napaści. Cała historia wyłania się z tych wszystkich fragmentów stopniowo
a autor umiejętnie dawkuje towarzyszące temu napięcie.
Choć cała fabuła jak i sposób jej
opowiedzenia wydała mi się bardzo interesująca, to na największą uwagę
zasługują według mnie te fragmenty prezentujące przeszłość. Wyczekiwałam ich w
tekście i to one, według mnie stworzyły niezwykły klimat całości. Rozczarowała
mnie za to postać Franka Quinna – zbyt mało wyrazista i właściwie zbyt nudna
jak na „głównego” bohatera. Prowadzenie przez niego śledztwa opiera się głównie
na czekaniu na następną ofiarę w nadziei, że rozwiązanie znajdzie się samo :)
Autor posługuje się prostym,
oszczędnym stylem, któremu jednak zabrakło pewnej swobody. Historia wciąga, ale
nie porywa. Nie udało mi się utożsamić z
żadną z postaci, poczuć ich przerażenia ani nawet kibicować rodzącego się
uczuciu Franka i Pearl. Trochę szkoda, bo gdyby nie to „Mrok” byłby
rewelacyjnym thrillerem, a nie tylko bardzo dobrym :)
Moja ocena:
Z panem Luztem nie miałam okazji się jeszcze spotkać, być może ta książka, tak jak w Twoim przypadku, będzie tą pierwszą ;) Fabuła wydaje się bardzo interesująca i gdy będę miała okazję ją przeczytać, to z pewnością to zrobię ;)
OdpowiedzUsuńJak najbardziej polecam :)
Usuń