Ciernista róża - Charlotte Link
Wydawnictwo: Sonia Draga
Rok wydania: 2014
Ilość stron: 600
„Ciernista
róża” nie jest kryminałem, a jako taki promowana jest na polskim rynku przez
wydawcę. Nie jest kryminałem. I tyle. To wszystko co mogłabym tej książce zarzucić,
gdybym już koniecznie chciała coś zarzucać, bo poza tym drobnym faktem książka
jest naprawdę dobra. W moim przypadku jest to spore zaskoczenie, dotąd bowiem
miałam co najmniej mieszane uczucia odnośnie książek pani Link. „Wielbiciel”
był przeciętny, „Grzech aniołów” słabe, a „Bez śladu” w ogóle nie udało mi się
przeczytać. Zdecydowałam się dać jednak
Charlotte Link jeszcze jedną szansę, a winę za to ponosi, co tu dużo ukrywać –
okładka. Uważam, że jest piękna i bardzo klimatyczna.
Taka
też właśnie – bardzo klimatyczna, jest cała opowieść. Akcja rozgrywa się w
dwóch płaszczyznach czasowych: współcześnie gdy główna bohaterka Beatice jest
już siedemdziesięcioletnią staruszką, i w czasach drugiej wojny światowej,
kiedy to możemy poznać ją jako odważną młodą dziewczynkę, która próbuje odnaleźć
się w wojennej rzeczywistości, gdy jej ukochany dom na wyspie zajmuje wysoki
rangą niemiecki oficer. Ekscentryczny, nieobliczalny i niebezpieczny. Niezwykła historia, w której losy wielu ludzi
splotły się z sobą nierozerwalnie, przynosząc całą gamę emocji od nienawiści po
miłość.
To
właśnie poznawanie niezwykłej historii życia, zwykłej, wydawałoby się
dziewczyny jest w „Ciernistej róży” najprzyjemniejsze. Przyznaję się szczerze,
że dotąd niewiele wiedziałam na temat sytuacji Wysp Normandzkich podczas II
Wojny. I choć autorka nie wzięła sobie za cel rekonstruowanie tamtejszych wydarzeń,
lecz raczej przedstawienie losów bohaterów na ich tle, to i tak należą jej się
wielkie brawa, za odwagę podjęcia tego tematu – niełatwego przecież dla
niemieckiego pisarza.
Pani
Link w ogóle nie ucieka przed trudnymi tematami i jej bohaterowie zmagają się z
niejednym „przekleństwem” od alkoholizmu przez lekomanię po rozwiązłość. Można
powiedzieć, że trochę tego za dużo, że przydałby się nieco mniej depresyjny ton
i trochę poczucia humoru. Owszem, to ostatnie z pewnością by nie zaszkodziło,
ale co do reszty autorce udało się nawet z tak „doświadczonego” grona postaci
stworzyć spójną opowieść, która nie razi sztucznością. Wręcz przeciwnie,
właśnie to, że historia pozbawiona została różu i cukierkowości sprawia, że
wydaje się taka autentyczna.
Beatrice,
Helene, Julien, Mae, Mia, Klara… wszyscy oni mogliby być autentycznymi postaciami,
w każdym razie moja wyobraźnia – i bardzo sugestywne opisy autorki – takimi ich
uczyniła i pewnie będą oni pojawiać się w zakamarkach mojej pamięci jeszcze
przez długi czas :)
Moja ocena:
7/10
Mam w planach tę książkę, bo fabuła mnie niezmiernie zaciekawiła, a czytałam już jedną książkę autorki i była dobra :)
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com
Wydaje się ciekawą pozycją. Za kryminałami nie przepadam, ale już książki z wątkiem historycznym - jak ta - bardzo chętnie czytam.
OdpowiedzUsuń